O tym, że powinno się wystrzegać produktów przetworzonych, słodzonych syropem glukozowo-fruktozowym czy ubarwianych i aromatyzowanych chemią wielu osobom powtarzać (na szczęście) nie trzeba. Udaje się nawet skutecznie przestrzec przed produktami „light”. Coraz częściej zwracamy uwagę na składy, wystrzegamy się pewnych substancji. Stawiamy na zdrowe, odżywcze produkty…niestety tylko z pozoru zdrowe.
Nie chcę wyjść na osobę radykalną w komponowaniu posiłków, bardziej mi odpowiada stwierdzenie racjonalna. Nie jestem super eko, stawiam na wybór produktów zdrowych i naturalnych, do komponowania prostych i smacznych potraw. Niestety niesieni ideą zdrowej, niskokalorycznej diety chcemy jeść dużo ryb, mięsa, nabiału. Niestety coraz częściej dzieje się z nimi jak z produktami „light”. Przestają być odżywcze. Czego się wystrzegać?
Ryby
Panga i tilapia – już pewnie zostaliście przestrzegani przed nimi. Hodowane w Wietnamie, Chinach w zanieczyszczonych, przepełnionych zbiornikach. Nie omijają je również szprycowanie antybiotykami, żeby w takich warunkach nie wyginęły i hormonami, a nawet środkami owadobójczymi..
Tuńczyk oraz makrela królewska – są na czarnej liście ze względu na występowanie toksycznej rtęci. Dodatkowo puszkowanie zapewnia im inne metale ciężkie do przeniknięcia na dokładkę. Natomiast biorąc pod uwagę normę dopuszczalnej ilości rtęci możesz pozwolić sobie na 2 puszki tuńczyka w miesiącu. Oczywiście w sosie własnym.
Łosoś….warto sprawdzać dokładnie pochodzenie, bo jeśli nie jest prezentem od kogoś kto wrócił z Norwegii, to z dużym prawdopodobieństwem jest hodowlany. A co za tym idzie „uszlachetniany” pestycydami, antybiotykami. UE zwiększyła dwukrotnie dozwoloną dawkę toksycznej, owadobójczej substancji używanej w hodowli łososia.Takim sposobem z bogatego źródła nienasyconych kwasów tłuszczowych oraz białka staje się źródłem chorób i stanów zapalnych, jednym z bardziej toksycznych produktów na świecie. Nie zawsze warzywa, kasza i uparowany łosoś oznaczają pełnowartościowy posiłek.
Mięso
Naprawdę warto zadbać o dobre źródło kupowanego mięsa, zwłaszcza drobiu. O 57% wzrosło zużycie antybiotyków w produkcji drobiu, porównując zaledwie dwa lata. Przerażające! Wydaje nam się, że dbamy o zdrowie, bo wybieramy białe, nietłuste mięso. Dodatkowo to często dzieci stają się największymi ofiarami troski rodziców. Już nie mówiąc o warunkach hodowli większości zwierząt kur, krów i świń. W małych pomieszczeniach, mechanicznie „obsługiwane”. Czy w takich warunkach nie są podatne permanentnemu stresowi? Owszem. Wiemy ze swojego przykładu jak wyniszczający dla organizmu jest stres, poddawanie się ciągłemu wysokiemu natężeniu hormonów. Nie bez znaczenia jest stwierdzenie, że dobre jaja są od „szczęśliwej” kury, tak samo mięso, czy podroby, które są takie zdrowe! Chociaż akurat bardziej przerażająca jest ilość sterydów i antybiotyków.
Szukajcie lokalnych hodowców, nie na skale przemysłową. Naprawdę w czasach w jakich żyjemy, bombardowani chemią, nie jest obciachem posiadanie własnych kur :) Nawet Kate Hudson ma kurnik na tyłach swojej posiadłości!
Dobrym rozwiązaniem dla mięsożerców jest korzystanie ze źródła białka zwierzęcego w postaci dziczyzny. To niewielka część mięsa, która jeszcze nie jest skażona, chyba że dzik się nażarł modyfikowanej genetycznie kukurydzy :) I raczej trzoda nie jest zestresowana.
Osobom bez dostępu do lokalnych źródeł, proponuje wegetarianizm, naprawdę.
Jaja i nabiał
Dalsza część dywagacji na temat zaklatkowanych, zestresowanych kur. Nie do końca wiem, czy stres przechodzi do jaj, ale myślę, że wpływ hormonów jest znaczący. Natomiast antybiotyki i sterydy na pewno nie są bez znaczenia. Ciekawe jest też, że te „masowe” jaja są zawsze tego samego koloru i wielkości, to już podejrzane, raczej nie są to jaja od kur, które mają dostęp do wybiegu. Podobno zdarza się przekręt sprzedaży jaj od kur „klatkowanych” handlarzom, którzy udają, że to z ich małej farmy. Przykre.
Mleko i przetwory. Generalnie coraz więcej mówi się o tym, że mleko krowie nam po prostu szkodzi. A właściwości jakie się mu przypisuje mają zastosowanie dla cieląt, którym mają rosnąć rogi i kopyta, a nie ludziom. Może dlatego właśnie tak wielu ludzi nie toleruje laktozy. Ci którzy tolerują, czy mają się wystrzegać? Na pewno nie pomaga tutaj pasteryzacja i poddawanie mleka wielu obróbkom, tak żeby później mleko miało miesiąc ważności, na biedę. Mnóstwo konserwantów, a nierzadko jeszcze cukier na dokładkę (jogurty, maślanki). Ile mleka w mleku? Niewiele. Dlatego alternatywą są mleka roślinne: kokosowe, sojowe, migdałowe. Ale też bez paranoi, tylko nie pijmy litrami dziennie.
Warzywa i owoce
Pestycydy i inne chemiczne ulepszacze mające za zadanie chronić plony z jednej strony i przyspieszać dojrzewanie z drugiej. Do tego wszystkiego dochodzi proces różnego rodzaju modyfikacji na poziomie genów. Teraz nie ma skutków ubocznych, nikt nie czuje się, źle. Nie wiemy jednak jak na te modyfikacje zareagują nasi potomkowie czy my na starość. Dalekie jest to naturze, najlepiej wybierać warzywa o nieregularnych kształtach, jak matka natura stworzyła.
Tłuszcze
Nie mogę nie wspomnieć o szerzonej propagandzie margaryny, jako niskokalorycznego zamiennika masła. Tyle lat wmawiania starszym schorowanym oraz odchudzającym się ludziom, że wystarczy margaryna dla ustabilizowania cholesterolu. Niektórzy specjaliści ciągle w to brną, inni przerzucili się na sterole roślinne w postaci olejów, co też nie jest do końca uzasadnione, bo nie sprawdza się z smażeniu. Sprawdza się olej kokosowy, masło i masło klarowane, olej ryżowy. Oliwa, olej lniany, oleje orzechowe – do stosowania na zimno. Oczywiście nie rafinowane.
Jeszcze raz przypominam – olej lniany na sklepowej półce omijamy szerokim łukiem, albo zgłaszamy sprzedawcy, żeby nie truli ludzi. Trzymamy go w lodówce, najlepiej w małych butelkach, żeby sprawnie zużyć. Tutaj szczegóły!
Zapytacie, to co jeść w takim razie? Jest jeszcze sporo produktów do wyboru, zresztą zawsze chodzi o umiar i równowagę. Nie można popadać w obłęd, ale warto myśleć w czasie robienia zakupów a nie wrzucać do koszyka jak leci. A co do szukania dobrych jakościowo, ekologicznych produktów to naprawdę warto podjąć wysiłek. Nie zawsze oznacza to wydawanie masy pieniędzy. Zresztą o tym będzie osobny artykuł.
Dla osób z Krakowa i okolic mam namiar na wirtualne targowisko zrzeszające lokalnych dostawców – prosto ze wsi!
Co myślicie? Uważacie, jak niektórzy, że wszędzie jest chemia i nie ma sensu się rozdrabniać, ważne, że podstawowe „chemikalia” odstawimy? Czy dbacie o pożywienie od początku do końca? Radykalnie czy racjonalnie? Może jakieś namiary na lokalnych dostawców dla czytelników z innych stron Polski. Podzielcie się!