Poświęcenie dla innych jest misją wielu osób. To godne podziwu, tylko dlaczego czyni ich nieszczęśliwymi, szczególnie wtedy, kiedy uznają samych siebie za niepotrzebnych? Czy ciągłe pomaganie jest tym, czym inni od nas oczekują? A może warto zwrócić swoją uwagę na siebie?
Na pięknym, błękitnym niebie płynęły wielobarwne obłoczki o zróżnicowanych kształtach i rozmiarach. Każdy był inny i każdy był wyjątkowy.
Spośród wszystkich uwagę przykuwał jeden. Był bardziej aktywny od pozostałych… Było w nim więcej emocji. Próbował się ścigać z innymi, podskakiwał i kręcił się wokół siebie… Często znikał gdzieś w oddali.
Czym jeszcze zwracał uwagę? Był bardzo zajęty i zapracowany. Okrywał swoją pierzynką przydrożne kwiatki, chcąc ogrzać je po zimnej nocy. Innym razem zraszał kroplami deszczu, by nie były spragnione. Bawił się w chowanego z ptakami i motylami. Zawsze wychodził naprzeciw potrzebom innych, obdarowując jednocześnie ciepłymi słowami i komplementami. Całymi dniami obłoczek był zajęty troską o innych. Wciąż wyglądał za biednymi duszyczkami, które na pewno potrzebowały jego pomocy. Uwielbiał swoje zajęcie. Jednak – niewiadomo dlaczego – po całym dniu pracy kurczył się sam w sobie się i był coraz mniejszy i słabszy.
Patrzył też czasem w niebo i myślał: Jak to jest, że moi bracia i siostry tylko płyną po niebie i są szczęśliwi, tacy piękni i kolorowi. Widać ich z każdego miejsca na ziemi, bije od nich cudowny blask. Gdy daję innym ciepło, to przez chwilę też je czuję, kiedy zraszam wodą, czuję radość, ale kiedy tylko wiatr uniesie mnie dalej i wyżej, to piękno, ciepło i kolory zostają zdmuchnięte. Jak je zatrzymać, jak sprawić, by zostały na zawsze we mnie? Czy zatrzymać wiatr?
Często czuł się zagubiony. Kiedy pomagał innym, czuł się cudownie. Jednak kiedy nikt nie potrzebował jego pomocy, obłoczek kurczył się i popadał w otępienie. Nie wiedział, kim jest, bo niesienie pomocy innym nadawało sens jego istnieniu. Swoje jestestwo uzależniał od uwagi, którą dostawał od innych.
Niespodziewanie nadszedł wielki huragan, który swoimi gwałtownymi podmuchami rozerwał go na maleńkie cząsteczki. Obłoczek zniknął. Umarłem – pomyślał. Jednak on wcale nie umarł, tylko trwał nadal i niewidzialny przypatrywał się zjawiskom dookoła. Początkowo czuł ogromny ból i smutek, nie mogąc czynnie uczestniczyć w życiu. Mijały dni i noce, czas płynął…
Obłoczek zaczął przekierowywać swoją uwagę na siebie. Poczuł swój oddech, swój zapach, energię. Spostrzegł u siebie pięknie zmieniające się kształty i kolory. Przenikający wiatr nucił w nim zjawiskowe melodie. Jednego dnia płakał ze szczęścia, a jego łzy padały na kwiatki. Innym razem głęboki jeszcze smutek i tęsknota przemieniały krople w płatki śniegu, które szybko otulały swoją pierzynką zeschnięte liście. Zaobserwował, iż będąc sobą i odczuwając siebie i tak niesie pomoc innym. Taka jest jego natura. Z natury jesteśmy miłością. Powiedział sobie: Nie jestem obłoczkiem i dlatego zadaniem moim jest wyciskać z siebie deszcz, jestem obłoczkiem i dlatego pada ze mnie deszcz czy śnieg. I w tym momencie wszystkie rozproszone cząsteczki obłoczka na nowo połączyły się i na niebie ukazał się wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju, szczęśliwy OBŁOCZEK.