fbpx
Home BLOG Nawyki żywieniowe kształtują się w domu!

Nawyki żywieniowe kształtują się w domu!

by Anna Paluch

sandwich-791350_1920

Początek roku szkolnego obfitował głównie w „afery sklepikowe”. Rozporządzenie, które miało zapewnić zdrowie naszym dzieciom wzbudziło wiele kontrowersji. Komentują wszyscy, mniej lub bardziej zainteresowani. I tak starsi uczniowie strajkują, albo zamiast w sklepiku szkolnym kupują w sklepie po drugiej stronie ulicy. Rodzice dają dzieciom podwójne porcje drożdżówek, bo te nie chcą chodzić na jałowe obiady. Nauczyciele również w większości bojkotują ponieważ mają na głowie dodatkowe kontrole i muszą się bardziej postarać jak za odpowiednią kwotę przyrządzić zdrowe posiłki. Dodatkowo tracą dochody w postaci sklepików szkolnych. Ja też się wypowiem, (a co!) bo  naprawdę nie jestem po stronie Ministerstwa, w żadnym wypadku. Uważam, że to nie dali ciała. Chyba, że nikomu nie chodziło o zdrowe dzieci… A mi o to chodzi.

Jamie Oliver, który zrobił cholernie dużo dla edukacji żywieniowej na Wyspach i w USA, również miał w tym zakresie wpadkę. Niestety nie przewidział, że nawet jeśli przekona do zdrowego jedzenia dzieci to dla ich rodziców będzie zbyt dużym obciążeniem przygotowywanie zdrowych posiłków. Włożono masę pieniędzy i energii w walkę z otyłością i złymi nawykami, a w efekcie otrzymano protesty i bojkot rodziców, którzy nie mogli już zabierać dzieci tradycyjnie do fast foodowych restauracji na obiad, bo dzieciom przestało smakować. Rodziców nikt nie uczył!

Polska oczywiście, mimo, że w tyle i mogłaby się uczyć od innych krajów na ich błędach, idzie znów w zaparte. A nawet gorzej!

W Polsce nie dość, że nie edukuje się rodziców, to również i dzieci. Strasznie mnie to boli, że potrafimy tworzyć piękne rozporządzenia, a nie potrafimy uczyć. Dlaczego mając tylu wykwalifikowanych i kompetentnych doradców, nikt nie wpadnie, że takie zmiany powinno się przeprowadzać powoli i z głową. Tak wiem, kwestia pieniędzy, jak zawsze. Lepiej zostawić szkołom obowiązek dostosowania się, niż zainwestować w powstanie programu edukacyjnego. A prawda jest taka, że zastraszająco wzrasta liczba wyrzucanego jedzenia, które nie smakuje. Ile jeszcze pieniędzy wyrzucanych w błoto, ile błędnych decyzji potrzeba, żebyśmy jako kraj pojęli wartość ZAPOBIEGANIA chorobom, niż później ponosili koszty ich leczenia. Miliony złotych są potrzebne na leczenie chorych na cukrzycę, miażdżycę, czy osób chorobliwie otyłych.

Dlaczego teraz jest źle?

  • Wokół tych zmian i rozporządzenia panuje bardzo niesprzyjająca zmianom atmosfera. Atmosfera buntu, NIEZROZUMIENIA, niesprawiedliwości i przymusu. W takiej atmosferze nie zasiejemy w nikim ziarna wątpliwości dotyczącej złego odżywiania. Wręcz przeciwnie.
  • Nauczyciele niestety nie odnajdują się w tej sytuacji. Naprawdę domyślam się, że jest trudno. System się nie spisał, a odpowiedzialność jest po stronie kadry. Ale na litość boską, mówienie dzieciom, że te zmiany są beznadziejne? Nie, wyszczególniono w rozpisce naprawdę zdrowe założenia. Tylko to jest trudne, bo nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Osobiście uważam, że najwięcej odpowiedzialności jest po stronie rodziców o czym za chwilę, ale to podobno w szkole uczymy się podstaw ze wszystkich przedmiotów. Jeżeli już szkoła nie dba o pracę nad relacjami, czy inteligencją emocjonalną, to może powinna uczyć chociaż podstaw żywienia człowieka? Jest przyroda, biologia, chemia, technika na tylu przedmiotach można przemycić tę wiedzę. Czy się mylę? Już nie mówiąc o dodatkowych zajęciach z żywienia w związku z wprowadzanym rozporządzeniem. Ale tu już weszłam w sferę marzeń.
  • Rodzice. Jest wielu wspaniałych rodziców, którzy próbują, chociaż nie jest łatwo. Zwłaszcza w przypadku starszych dzieci (ja i moja mama coś o tym wiemy!) Ale są świadomi rodzice, którzy próbują „przemycić” zdrowe zamienniki dostosowując do tego co dziecko lubi. Wymyślają patenty na zdrowe słodycze. Pieką drożdżówki z mniejszą ilością cukru lub z miodem. Z młodszymi dziećmi jest o tyle fajniej, że one jeśli nie miały okazji, nie znają słodkiego smaku. I świadomi rodzice starają się tego smaku wprowadzać jak najmniej, ku utrapieniu Babć i Ciotek. Ale to my jesteśmy uzależnieni od tego smaku i nie projektujmy tego na dzieci!
    Oczywiście na to wszystko trzeba mieć czas. Ale to tylko Twoja wymówka. Można mnie wyśmiać, bo bez dzieci i męża, co ja mogę wiedzieć o Świecie Prawdziwej Całodziennej Organizacji. Pewnie niewiele. Ale znam osoby, które potrafią, bo chcą! I możecie mnie kiedyś z tego rozliczyć, ale tak właśnie widzę swoją przyszłość.
    Nie trzeba robić tego codziennie, jest też wiele szybkich przepisów. Przepraszam, że tak to ujmę, ale zamierzasz teraz oszczędzać czas, aby później mieć go więcej na chodzenie do lekarza? Wiem, oczywiście Ciebie i Twojego dziecka to nie dotyczy. Nie łudź się, że tak będzie. Jeśli w naszej diecie jest tyle cukru i chemicznych dodatków, a tak mało składników odżywczych to dla nikogo dobrze się to nie skończy. Wystarczyłoby dodać czasem, trochę któregoś z super jedzenia czy chociażby przygotować pełnowartościowy, urozmaicony posiłek. Ale Ty nie masz czasu, a dodatkowo na złość, teraz w szkole, dzieci też nie chcą jeść. Więc musisz rano kupować te pączki…Zastanów się przez chwile co jest dla Ciebie najwyższą wartością w życiu. Czas?
  • Nie ma dobrego, jasnego przykładu. Przy takich rodzicach i nauczycielach nie dziwi bunt i kpina dzieciaków. Przez lata widziały taki obrazek w domu, gdzie było przyzwolenie na wszystko co niezdrowe i nagle bach. Kefir i jabłka. „Żenada”. Nie dziwię się dzieciom, których nie ostrzeżono, nie przygotowano i nagle wmawia im się, że mają lubić coś czego nie znają. Dodatkowo wszyscy wokoło przyznają, że to naprawdę beznadziejne. Z kogo chcemy zrobić idiotów? Z siebie czy z dzieci?

 

Widzicie, że coś tu nie gra? Czy to ja mam jakieś „nieżyciowe” podejście?

Jak byłoby w idealnym świecie?

W idealnym świecie słodycze nie byłyby niezdrowe. Ale w idealnym, realnym świecie:

  • Zmiany wprowadzano by stopniowo. Nie całkowity zakaz stosowania cukru, ale znaczne jego ograniczenie. Nie zupełny brak zastosowania soli, ale wybór marskiej lub himalajskiej. Powinniśmy brać pod uwagę średnie spożycie tych produktów i zmniejszać ich ilość stopniowo, nawet jeśli normy dla WHO będą początkowo przekroczone. Trudno, żeby dziecku, które ma posolone ziemniaki, mięso i mizerię, smakowało wszystko nagle pozbawione prawie całkowicie soli. Jemy dużo, za dużo niektórych dodatków, ale to ten poziom powinien stanowić ilość wyjściową. To jest pewnego rodzaju uzależnienie i rzucanie z dnia na dzień nie jest dobrym wyjściem. Ale pamiętasz jak 5 lat temu piłaś kawę z cukrem, półtorej łyżeczki. Z czasem zaczęłaś sypać po pół. W końcu zaprzestałaś. Pewnie byś zrezygnowała, gdybyś od razu musiała wypić gorzką.
  • Edukacja dzieci i rodziców (i chyba nauczycieli). Nawyki żywieniowe kształtują się w domu. To w rodzinie przyzwyczajamy się do smaków i produktów. Im wcześniej zaczniemy prowadzić zdrowy styl odżywiania w domu, tym większa szansa na przyswojenie i utrzymanie. Im lepszy przykład płynie z góry, tym lepiej. To jak ze sportem, nie namówisz dziecka na sport, kiedy Twoim ulubionym jest piłka nożna …w telewizji.
    Byłoby idealnie gdyby w szkołach prowadzono zajęcia ze zdrowego odżywiania, warsztaty kulinarne dla dzieci i dorosłych. Ale właściwie, dlaczego miałoby się to nie udać. Potrzebny jest czas i chęć. A przecież to świetna okazja do integracji, do lepszego poznania, do porozmawiania. To czas nauki i zabawy. Możliwość poznania nowych produktów, smaków i sposobów przyrządzania. Koszt zakupu produktów i zaproszenia fachowca rozłożony na więcej osób na pewno nie będzie duży. Ja sama zrobiłabym to naprawdę za symboliczną kwotę. Ale przecież wśród rodziców, czy nauczycieli (bardzo w to wierzę) na pewno są fani zdrowego stylu odżywiania, którzy mogą być instruktorami.
    Jest jesień. Wieczory takie długie, może nie warto marnować ich na seriale? Prasować czy odkurzać też nie trzeba codziennie. 

Już jakiś czas temu odkryłam, że nie wywołamy pozytywnego efektu buntem czy narzekaniem. Bez znaczenia o jaki cel nam chodzi. Prawda jest taka, że czasem, a nawet często trzeba brać sprawy w swoje ręce. Zamiast pomstować nad „tymi na górze” pokażmy im, że my wiemy jak to robić dobrze. Nierzadko po podjęciu inicjatywy przez obywateli okazuje się, że nagle znajdują się nawet gdzieś zakitraszone dodatkowe fundusze np. w gminie na pomoc. Trzeba się tylko zebrać i przedstawić swój głos. Ale wierzę, że sami też możemy, w końcu jest o co walczyć. A ta nowa droga może być naprawdę fajna! Trzeba tylko zmienić perspektywę i nie pozwolić sobie na zaniedbanie. Bądźcie inspiracją dla waszych szkół!

P.S Nie chcę oczywiście obrażać wszystkich szkół, bo wiem, że jest wiele, w których zdrowe żywienie to norma. Dlaczego jest Was tak mało?

P.S 2 Podajcie jakieś pozytywne przykłady!? Zainspirujmy tych, którzy jeszcze po złej stronie mocy!

P.S 3 Czekam na zaproszenie. Zawsze też wesprę mailowo kontakt@flowbyania.com!

 

You may also like