Biegowy zwierzak. A którym Ty jesteś?
Pojęcia nie mam kto wymyślił, że biegnie to sposób na „fajny i efektywny” trening, do którego właściwie nie trzeba się przygotować. Wystarczy ubrać buty i wyjść. Mnie takich rzeczy nie trzeba dwa razy powtarzać, minimalizm to moje drugie imię, tylko w kwestii diety i treningu….nigdy w kwestii zakupów. Ale wychodzę biegać!
Pamiętacie może ten odcinek „Przyjaciół”, w którym Phoebe biegała z Rachel? Myślałam sobie wtedy biedna Rachel! Kiedy ja poszłam biegać i byłam w stanie zacząć myśleć, pomyślałam, o Boże, chce biec chociażby tak jak Phoebe! Myślę sobie, poszukam radości z treningu w tych naturalnych i spontanicznych ruchach niczym dziecko odrywające się od ziemi…. Tymczasem do ziemi było mi coraz bliżej!
To uczucie kiedy biegnąc bez wypuszczania powietrza, gdyż grozi to utrata równowagi i orłem na asfalcie, widzisz siebie oczami wyobraźni niczym sarenkę hopsającą po zielonej polanie. Czujesz się taką Bambi z leciutką nadwagą, ale jednak subtelnie przebierającą kopytkami. A może to tylko wymysły Twojego niedotlenionego mózgu? Biegniesz, mijasz szybę wystawową i parskasz śmiechem, ale też trochę złością, bo widzisz odbicie laski, która biegnie niczym połączenie dzika (ryje ryjkiem po ziemi i nie wie, w którym podąża kierunku) z żyrafą (nie potrafi skoordynować nóg, rąk i głowy, bo ma za długą szyję). Śmiejesz się prawie, że doniośle, myślisz, ale jest śmieszna, przecież nie ma szyi jak żyrafa to w czym się tak gubi? Złościsz się trochę, bo ma taką bluzę jak Twoja, co za niefart, może to zaraźliwe! To wszystko trwa ułamki sekund, mimo, że podczas biegania czas się dłuży. Kiedy niczym jak w filmie z efektami specjalnymi, kiedy to robią takie zwolnienia i aktorom wykrzywiają się twarze, orientujesz się, że ta laska to TY!
Jedyne w tym momencie co miałam z Bambi to wielkie, smutne oczęta! Nie jestem sarenką, nie jestem nawet jednorożcem bez nerki! Najbliżej mi do żubra! Tak, grozi mi wyginięcie, bo nikt nie będzie chciał mieć ze mną potomstwa! No, i lubię posłuchać czasem disco polo – podlaskie klimaty!
Wracając do biegania! Jest do bani! Myślałam, że fitness jest do kitu, bo trzeba tańczyć do czyjeś choreografii. Jakiś absurd! Ale bieganie równie okrutnie mnie zawiodło. Nie można ubrać butów i wyjść! Co za wierutne kłamstwo! Trzeba się nauczyć oddychać, ruszać rękoma do rytmu, trzeba nie jeść batona i pić kawy zaraz przed wyjściem. Serio, to nie dodaje energii, chyba, że coś źle przeczytałam, albo to nie był artykuł dla amatorów! Trzeba sobie aplikacje włączyć, żeby ten jedwabisty głos motywował Cię, że właśnie przebiegłaś kolejny kilometr w 14 minuty i 27 sekunda (te odmiany są najlepsze!).
Szkoda, że moja aplikacja mnie nie motywuje. Sądziłam, że straciłam sygnał GPS (to byłoby idealne dopełnienie mojego poświęcenia!). Myślę sobie 5 km jak nic, przecież jestem już chyba za miastem, albo przynajmniej na końcu parku…a to długi Park jest…oo albo wyłączyłam głos aplikacji, no tak! Patrzę na telefon…GPS aktywny….przyglądam się, bo przecież zmachana jestem, jeśli jest 5 to kończę, przecież to dużo jak na pierwszy raz. Patrzę i nie wierzę! 1.8 km? Z wyplutymi płucami i spoconymi oczami? Czy ja biegam do tyłu?!
Wolę być sama i gruba, ale nie zrobię kolejnego kółka!